14.09.2018

Prolog

Ten wrześniowy dzień był wyjątkowo ponury. Ciężkie, deszczowe chmury pokryły cały nieboskłon, barwiąc go na mętną szarość i zsyłając ciemność na świat. Nieliczne samochody przejeżdżały pod oknami domostw, rozbryzgując deszczówkę na popękane chodniki i pożółkłe rośliny. Ludzie pospiesznie przemykali przez okolicę, chowając szyje w wysokich kołnierzach i osłaniając głowy brukowcami lub brązowymi, skórzanymi torbami, które miały za zadanie uchronić ich przed nawałnicą. Cóż, bezskutecznie.

Deszcz od dwóch tygodni nieustannie bębnił w brudne parapety, spłukując z nich kurz i ślady sów, które jeszcze parę godzin temu desperacko stukały dziobami w okiennice, pragnąc dostarczyć najnowsze wydanie Proroka Codziennego i choć na chwilę znaleźć wytchnienie w ciepłym domowym wnętrzu. W powietrzu zaś wyczuwało się coś dziwnego, jednakże doskonale znanego i nierozłącznego w tych czasach.

Strach.

To on sprawiał, że czarodzieje rozglądali się z niepokojem, gdy szybkim krokiem przemierzali wąskie, wyludnione alejki czy obszerne, zatłoczone ulice. Lęk wypełniał wszystkie komórki ich ciał, każdego dnia wyczekiwali wzmianki o kolejnym morderstwie, tajemniczym zaginięciu oraz zdjęciu obszernej, zielonkawej czaszki z wężem wysuwającym się spomiędzy jej szczęk, zajmującą całą frontową stronę gazety i informującą o sprawcy  a raczej sprawcach  wszystkich tych zdarzeń.

Nikt nie był przygotowany na nadejście Śmierci. Jednak ona atakowała niespodziewanie i nie było przed nią ucieczki.

Tego dnia zrozpaczony kobiecy krzyk rozległ się w Holmes Chapel. Oznaka, że cały świat został wyszarpany z jej objęć równie brutalnie, jak życie odebrane jedenastoletniej dziewczynce, która parę dni wcześniej otrzymała list opatrzony w hogwarcką pieczęć oraz mężczyźnie, który postanowił wcześniej wrócić z pracy.

Ciemność panująca na świecie nie mogła równać się z mrokiem, który pokrył serce kobiety żyjącej ze świadomością, że całe jej życie runęło niczym domek z kart i żadna siła nie jest w stanie go poskładać do dawnej postaci.

A czerwone róże leżące przy jej zmarłym mężu już nigdy nie zostały dostarczone w ręce kobiety, którą darzył tak silnym, nierozrywalnym uczuciem.